Rozdział 1
Hermiona delikatnie trzymała w zdrętwiałych palcach
stary zmieniacz czasu, który dostała od McGonagall po ukończeniu Hogwartu, w
tym samym czasie raz po raz zerkając na śpiącego obok Rona. Jeszcze dwa lata
temu myślała, że naprawdę go kocha, ale teraz każda, dosłownie każda, minuta spędzona
w jego towarzystwie sprawiała, że chciała zniknąć w trybie natychmiastowym.
Miała już prawie dwadzieścia jeden lat i czuła naglącą potrzebę wzięcia się za
siebie i za swoje życie. Chciała w końcu zrobić coś, co przyniesie jej
prawdziwą satysfakcję. Marzyła o tym by spróbować czegoś innego. Marzyła by
uciec gdzieś bardzo daleko, bez słowa, tak po prostu. Wreszcie zrobić coś spontanicznego,
tylko dla siebie i nie myśleć o konsekwencjach. Zamknąć oczy, wziąć głęboki
wdech i rzucić się w niekończącą się przepaść. Przymknęła powieki i zastanowiła
się, gdzie mogłaby zniknąć. Myślała o miejscu, w którym nikt by jej nie znał,
gdzie nikt by jej nie znalazł. Gdzieś na końcu świata, najlepiej w innej
galaktyce.
-Hermiono?-Usłyszała
irytująco zaspany głos rudzielca.
Nie była pewna, który to już raz w ciągu ostatnich dni
wysiliła się na wyraz twarzy, który miał imitować szczery uśmiech. Najlepsze z
tego wszystkiego było to, że nawet, jeśli Ron tego nie zauważał, lub udawał, że
nie zauważa, to Harry doskonale wiedział, że coś się święci. I jasno dawał jej
do zrozumienia, że cokolwiek to będzie, on wesprze ją każdym możliwym dla
siebie sposobem. Ich przyjaciel zawsze miał tendencję do poświęcania własnego
dobra, byleby tylko pomóc najbliższym i nie tylko im. Obawiała się, że będzie
musiała to wykorzystać, miała jednak nadzieję, że po raz ostatni. Odłożyła
zmieniacz na szafkę stojącą obok łóżka.
-Tak, Ronaldzie?
Zapytała tak słodko, że aż sama poczuła mdłości,
słysząc brzmienie własnego głosu. Wciąż zaspany jednak rudzielec uśmiechnął się
i przyciągnął czarownicę do siebie. Otoczył ją ramionami, mrucząc marnie
brzmiące komplementy. Przynajmniej się starał, ona przestała już jakiś czas
temu.
-Ron... Przestań.-Wyszeptała Hermiona, wyswobadzając
się z jego objęć.
Jej ciało było tak spięte, że czuła niemal fizyczny
ból w mięśniach, ale nie umiała sobie z tym poradzić. Starała się przejść
przez, jak miała nadzieję, ostatnie dni ich związku na jednym wdechu. Nie
wiedziała jednak, czy starczy jej powietrza. Miała nadzieję, że tak, ponieważ w
innym wypadku groziło jej uduszenie. Chłopak, mimo że niechętnie, pozwolił jej
pozostać w bezpiecznej odległości od siebie. Hermiona ruszyła do kuchni ich
niewielkiego domku. Wiedziała, że nie zniesie tego więcej. Musiała zakończyć
ten toksyczny dla nich obojga związek. Jeszcze nie wiedziała, jak to zrobi, ale
wymyśli coś. Razem z Harrym, jeśli się uda. Taką miała przynajmniej nadzieję. Znalazła
jakiś zeszyt i na wyrwanej z niego kartce pośpiesznie nabazgrała:
Harry, proszę
spotkajmy się dzisiaj koło szóstej Pod Trzema Miotłami. Muszę z tobą jak
najszybciej porozmawiać. Hermiona
Przywiązała świstek papieru do nóżki sowy Rona i
wypuściła ją. Zaledwie półgodziny później na dół zszedł niczego nieświadomy
rudzielec. Hermiona jak zawsze tkwiła z nosem w książce i wiedziała, że
ostatkiem swojej silnej woli postanowił jej nie przeszkadzać i wyminął ją,
składając jedynie delikatnego buziaka na policzku. Koło południa sowa wróciła
razem z odpowiedzią od przyjaciela i Hermiona z ulgą stwierdziła, że Harry bez
problemu zgodził się na spotkanie.
Dokładnie kwadrans przed szóstą wyszła z domu, twierdząc,
że potrzebuje odrobiny świeżego powietrza. Prawie natychmiast po przekroczeniu
progu teleportowała na skraj Hogsmeade i szybko ruszyła w stronę zapełnionego
po brzegi pubu. Harry już na nią czekał i oparty o ścianę czytał najnowsze
wydanie Proroka Codziennego.
-Harry.-Hermiona mimo woli się uśmiechnęła.
-Och... Witaj, Hermiono.-Przyjaciel odwzajemnił
uśmiech jakby na wpółprzytomny.
Weszli do zdecydowanie zbyt ciepłego wnętrza i
tradycyjnie zamówili piwo kremowe, z którym wiązały się miliony szczęśliwych
wspomnień. Mimo, że był w nich Ron to w większość zachowały swój kojący
charakter, ponieważ byli jeszcze wtedy tylko przyjaciółmi, a w ciągu ostatnich
dwóch lat nie mieli zbyt dużo czasu, na choćby zwykłe spotkanie jak za czasów
szkoły. Przez chwilę milczeli i widać było, że cisza w tym wszechobecnym
hałasie ciąży chłopakowi. Ona także to odczuwała, ale po raz pierwszy nie wiedziała,
od czego zacząć. Dyskretnym ruchem dłoni otarła pianę z ust i w końcu spojrzała
na Harry'ego.
-Harry.-Hermiona zaczepiła palcem o kosmyk włosów,
pałętający się w okolicy oczu.-Nie kocham Rona. Myślę, że nigdy go nie
kochałam. Po prostu, gdy patrzę na ciebie i Ginny czuję się taka pusta,
ponieważ ja nigdy nie potrafiłam patrzeć tak na niego. On widzi tylko mnie, ale
tak naprawdę nie miał szansy bliżej poznać żadnej innej dziewczyny. Czepił się
mnie jak rzep psiego ogona. A ty i Ginny... Sam wiesz.-Mówiła powoli i cicho.
Widziała, że Harry widzi cierpienie wymalowane na jej
twarzy i mimo że Ron był jego przyjacielem z bólem musiał przyznać jej rację.
-Wiem Hermiono. Wiem też, że im dłużej z nim jesteś,
tym bardziej on się od ciebie uzależnia. Za niedługo nie będzie mógł bez ciebie
żyć.- Przyjaciel przerwał na chwilę.-Już nie może.
W jej oczach zakręciły się ledwie widoczne łzy, a
Harry spojrzał na nią pokrzepiająco.
-Cokolwiek zamierzasz zrobić będę cię wspierał, ale
pamiętaj, że Ron nie może się dowiedzieć się, że w jakikolwiek sposób ci
pomogłem. Załamałby się całkowicie.
Hermiona wręcz ochoczo pokiwała głową.
-Chciałabym zniknąć. Znaleźć miejsce, w którym nikt
nie będzie mnie znał. W którym nikt mnie nie znajdzie. Pomóż mi, Harry. Ten
jeden raz nie wiem, co mam zrobić.
-Uspokój się Hermiono. Coś wymyślimy, wiem to.-Harry
zdjął okulary i przetarł przekrwione oczy.-Zastanówmy się. Jeśli mam być
szczery to odpada każde miejsce na Ziemi. Ron przetrząsnąłby cały świat
szukając cię. Chyba, że...- Jej przyjaciel zawahał się.
We wzroku czarownicy pojawiła się iskierka nadziei,
która niebawem miała przerodzić się w ognisko.
-Masz jeszcze zmieniacz czasu? Ten, który podarowała
ci McGonagall?-Zapytał ostrożnie dobierając słowa, zupełnie jakby Ron miał
wyrosnąć nagle z podłogi.
Hermiona zmarszczyła brwi, ale nic nie mówiąc,
pokiwała głową. Po chwili uśmiechnęła się, już wiedziała, do czego zmierza jej
przyjaciel.
-Mogłabyś przenieść się w przeszłość. Tylko nie w
czasy Voldemorta.-Przestrzegł ją.
Dziewczyna uściskała go. To było to. Najlepsze
rozwiązanie. Dopiero teraz dotarło do niej zmęczenie, które widniało w oczach
Harry'ego i poczuła się winna, że dostarcza mu jeszcze więcej zmartwień. Praca
Aurora zdecydowanie nie była lekka.
Zaczyna się ciekawie, a takiego motywu jeszcze nie widziałam. 😃 Z chęcią przeczytam dalszą część Twojego autorstwa i już nie mogę doczekać się dalszej części. 😉 Jak możesz dodaj gadżet obserwatorzy, albo, jak chcesz, ślij mi na mail: yourcupoftea@wp.pl, powiadomienia. Rozdział ciekawy i nie przesadzony jak na prolog. Masz również lekki i ciekawy styl pisania. 😃
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię i weny Ci życzę z mojego wyjazdu,
Lisiasta.
Ps: Mogę liczyć, że do mnie zajrzysz? Sevmionebyfox.blogspot.com
Gadżet dodany :) I dziękuję za miłe słowa, takie komentarze na prawdę motywują do pisania :D I oczywiście jak tylko znajdę czas to zajrzę
UsuńŚwietny rozdział :D Zaczyna się ciekawie XD Będę czytać ;) Pozdrawiam i weny życzę :*
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
Usuń