Rozdział 2

Hermiona poczyniła już przygotowania do zbliżającej się podróży i mimo, że wszędzie walały się jej ubrania i całą podłogę zajmowały książki, Ron zdawał się tego wcale nie zauważać. Jakby to było zupełnie normalne. Nie zwrócił również uwagi na fakt, że jego dziewczyna na całe dnie znikała z domu i wracała dopiero późnymi wieczorami.  Minął zaledwie tydzień od spotkania z Harrym, a ona była już prawie gotowa. Zostało jej jeszcze dopełnić paru formalności i mogła ruszać. Przede wszystkim musiała sobie załatwić odpowiednie dokumenty z fałszywym rokiem urodzenia, imieniem i nazwiskiem. Nikt oprócz Harry'ego nie powinien wiedzieć o jej "małej przygodzie". Postanowiła na wszelki wypadek powiedzieć przyjacielowi pod jakim imieniem i nazwiskiem powinien jej szukać, gdyby zaszła taka potrzeba. No i w końcu ktoś musiał jej dostarczyć te dokumenty. Niestety jej zielonooki przyjaciel był chyba jedyną osobą, którą mogła spokojnie o to poprosić. Zaledwie dwa dni później spotkali się na ulicy Pokątnej i Harry drżącą ręką wręczył jej gotowe dokumenty. Hermiona spojrzała na nie, starając się odpędzić wszelkie targające nią wątpliwości. Pod spodem widziała akt urodzenia i ukończenia szkoły oraz inne ważne i przydatne papiery. Na samym wierzchu leżał dokument potwierdzający jej tożsamość.
Imię: Marine
Nazwisko: Rickman
Data urodzenia: 19 wrzesień 1961
Adres: ulica Pokątna 147
-Sprawdziłem kilka razy. Od 1960 do 1985 w mieszkaniu pod tym numerem nikt nie mieszkał.-widząc sceptyczne spojrzenie Hermiony uśmiechnął się lekko- To na pewno jest i było mieszkanie. Tylko nie wiem w jakim stanie było w tych latach. Nawet nie wiem jak wygląda teraz. A i Hermiono radzę ci wybrać wszystkie pieniądze z Banku Gringotta. Przydadzą ci się.
Harry przyciągnął ją do siebie i przytulił mocno. Nie mogła powstrzymać łez i po chwili koszulka jej przyjaciela była przemoczona. Chłopak nie puścił jej, dopóki nie był pewien, że jest gotowa. Oboje bali się odezwać, ale Hermiona w końcu podała mu kilka kopert. Dokładnie opisanych jej zgrabnym pismem.
-Dla ciebie, Ginny, Rona, państwa Weasley i do mnie jeśli kiedyś byśmy się jeszcze spotkali.-jej głos drżał od niedawnego płaczu, ale na twarzy widniał słaby uśmiech-Och... Harry, jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego mogłabym sobie wymarzyć.
Chłopak przytulił ją ostatni raz i uśmiechnął się.
-A ty Hermiono jesteś najlepszą przyjaciółką. Zawsze będziesz, pamiętaj o tym.
Dziewczyna odwróciła się i już miała odejść, ale coś ją powstrzymało. Odwróciła się na pięcie i rzuciła się Harry'emu na szyję. Tym razem nie płakała.
-Będę tęsknić. A pieniądze wybrałam.-wyszeptała
Chłopak delikatnie odsunął ją od siebie na wyciągnięcie ramion. Uśmiechał się, a jego oczy były błyszczały od łez, które nie chciały wypłynąć.
-Odwiedź mnie czasem na Privet Drive 4.
Hermiona roześmiała się cicho i teleportowała się do domu po swoje bagaże. Ron jeszcze spał, a ona nie miała serca go budzić. Delikatnie wzięła, leżącą na stole torebkę, w której miała wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i z cichym pstryknięciem przeniosła się na ulicę Pokątną. Słońce dopiero wzeszło i dookoła nie było nikogo, oprócz niej i jakiegoś mężczyzny z długą brodą, który szukał klucza, aby otworzyć drzwi do mieszkania. Sięgnęła po długi, złoty łańcuszek i pociągnęła go, aby wyciągnąć spod bluzki zmieniacz czasu. Mała klepsydra błyskała między dwoma złotymi okręgami. Normalnym zmieniaczem mogłaby się bezpiecznie cofnąć zaledwie kilka godzin w przeszłość, ale w końcu była Hermioną Granger. Rzuciła na urządzenie kilka dodatkowych oraz skomplikowanych zaklęć i dzięki temu mogła cofnąć się do czasów, w których chciała wylądować, ale prawdopodobnie przedmiot nie wytrzyma podróży i pęknie w momencie, gdy wyląduje na miejscu. Bała się, ale teraz wydawało jej się, że nie ma odwrotu. Drżącymi palcami obracała klepsydrę licząc każde koło. W momencie, gdy skończyła urządzenia zaczęło niebezpiecznie drgać i myślała, że coś poszło nie tak.
Po zaledwie krótkiej chwili otaczające ją budynki zaczęły się rozmazywać. Miała wrażenia jakby wylądowała w przyspieszonym filmie, który ktoś zaczął nagle cofać i tylko ona była jedyny niezmiennym elementem. Docierały do niej różne głosy i zapachy, ale każdy znikał szybciej niż się pojawił. Hermionie zdawało się, że to wszystko będzie trwało wiecznie, ale czarownica wiedziała, że w rzeczywistości nie trwało nawet minuty. Dziewczyna stała w tym samym miejscu co jeszcze chwilę temu, o tej samej porze, ale jednak wszystko było inne. Budynki zdawały się być nowsze, kilka osób już kręciło się po ulicy. Nikt nie zwrócił na nią większej uwagi mimo, że nic w jej stroju nie pasowało do mody panującej w tych czasach. Hermiona spojrzała na zmieniacz czasu. Klepsydra pękła i urządzenie nie nadawało się już do użytku. Zdjęła łańcuszek i włożyła go do torby. Niepewnie ruszyła ulicą, rozglądając się. Farba na budynkach wyglądała jakby była świeższa niż zapamiętała, a ludzie byli szczęśliwsi. Energiczny staruszek przywitał się z nią, a przy pobliskiej księgarni jakiś chłopak sprzedawał Proroka Codziennego. Podeszła do niego i pośpiesznie kupiła gazetę. Ruszyła ulicą bez celu, nawet nie patrząc gdzie idzie i wpadła na jakąś staruszkę. Kobieta wywróciła się, a Hermiona spojrzała na nią spanikowana i zaczęła przepraszać. Czarownica pomogła je wstać i błyskawicznie pozbierała rozsypane zakupy, wciąż trzymając pod pachą gazetę.
-Naprawdę bardzo mi przykro.-po raz kolejny powtórzyła
Starsza pani uśmiechnęła się miło.
-Nic się nie stało dziecko. Każdy może się zamyślić.
-Na pewno?-tłumaczenie kobiety wcale do niej nie przemawiało-Może pomogę pani nieść zakupy?
Kobieta uśmiechnęła się z niezmierną wdzięcznością i natychmiastowo zgodziła na pomoc z jej strony. Hermiona wzięła wszystkie siatki i ruszyła za nią. Szły wąską ulicą, a ludzie witali się z jej towarzyszką, która najwidoczniej pojawiała się tutaj dość często.
-Jak masz na imię dziecko?-głos kobiety wyrwał ją z nostalgii
-He... Znaczy Marine.-jej głos zadrżał- A pani?
-Suzanne.-westchnęła staruszka- Mieszkasz gdzieś tu niedaleko?
Hermiona zastanowiła się i wzruszyła ramionami.
-Przyjaciel załatwił mi gdzieś mieszkanie, ale jeszcze nie wiem gdzie to dokładnie jest.
Kobiety doszły do podniszczonych drzwi. Czerwona farba schodziła z nich, a klamka zaskrzypiała, gdy Suzanne ją nacisnęła.
-Połóż zakupy tutaj kochana.-wskazała na spłowiały stół-A więc jesteś tutaj nowa? Nie wydawałaś się zagubiona.
Hermiona odłożyła zakupy i odpowiedziała wymijająco, ale uprzejmie:
-Byłam tutaj kiedyś. Pomóc w czymś jeszcze?
Czarownica uśmiechnęła się do niej i pokręciła głową.
-Może napijesz się herbaty?
Dziewczyna miała ochotę usiąść chociaż na chwilę, ale musiała znaleźć mieszkanie, które załatwił jej Harry.
-Przykro mi. Z chęcią bym się napiła, ale czeka mnie jeszcze dużo pracy przy nowym mieszkaniu. Może przyjdę kiedyś do pani w odwiedziny?-zaproponowała ostrożnie
Suzanne uśmiechnęła się smutno i pokiwała głową ze zrozumieniem. Hermiona pożegnała się ze starszą panią i ruszyła przed siebie. Za każdym razem, gdy chciała podejść do kogoś, aby zapytać o drogę okazywało się, że wszyscy są zajęci. W końcu dogoniła jakiegoś mężczyznę, który przechadzał się po ulicy bez większego celu. Przynajmniej tak to wyglądało.
-Przepraszam, proszę pana!-krzyknęła
Czarodziej odwrócił się skrzywiony, a jego czarne, sięgające ramion włosy opadły na twarz. Hermiona jednak poznała go, mimo kurtyny na twarz. Pewna, że jego reakcja daleko minie się z entuzjazmem postanowiła jednak zaryzykować i podejść. Skoro już zawołała, to czemu by nie skorzystać?
-Czego?-warknął
Czarownica wzięła głęboki wdech i zapytała:
-Gdzie znajdę mieszkanie na ulicy Pokątnej 147?
Czarnowłosy skrzywił się niemiłosiernie, ale odpowiedział:
-Prosto, pierwsza ulica w prawo, numer powinien być na drzwiach. Coś jeszcze?
-Nie, dziękuję.-Hermiona ruszyła przed siebie, ale jego aksamitny, przesiąknięty jadem głos zatrzymał ją
-W druga stronę.
-Och...
Odwróciła się i popatrzyła jak odchodzi z wyrazem ponurej ironii twarzy. Nie ociągając się jednak ruszyła we wskazaną stronę i po kwadransie stała już pod drzwiami z połyskującym numerem 147. Były wykonane z ciemnego i twardego drewna. Drżącą i spoconą ręką nacisnęła klamkę. Drzwi ustąpiły i weszła do środka. Wewnątrz jej nowego mieszkania pachniało stęchlizną, ściany były obdrapane, a na podłodze walały się najróżniejsze śmiecie. Westchnęła ciężko.
-Chłoszczyść.-wyszeptała, wskazując na zagraconą podłogę
Śmiecie w holu natychmiast magicznie zaczęły się sprzątać i już po chwili ułożyły się w schludne kupki w zależności od pochodzenia, w które Hermiona wolała się jednak osobiście nie zagłębiać. Ostrożnie przeszła dalej. Wszystkie pomieszczenia wyglądały podobnie, a ona musiała się z tym uporać. Odłożyła torebkę na jeden parapetów i związała niesforne włosy.
-Powodzenia.-wymruczała
Do południa całe mieszkanie było wysprzątane, ale zanim będzie mogła zaopatrzyć się jakieś meble musiała zrobić coś ze starą podłogą i poszarzałymi ścianami. Była spocona i cała oblepiona kurzem, co nie było specjalnie pocieszające. Jeszcze mniej ucieszyła się w momencie, gdy ktoś zapukał do jej drzwi. Wstała z ociąganiem i nacisnęła klamkę. Na progu stał nie kto inny jak ponury jegomość, który wskazał jej drogę. Uniósł brew na widok jej okurzonego ubrania i machnął różdżką. Kurz natychmiast zniknął, a ona poczuła się lepiej.
-Mogę wejść?- zapytał sucho
Hermiona odsunęła się od drzwi i przepuściła go.
-Dziękuję.- wymruczała wdzięczna
Mężczyzna skinął głową, rozglądając się i po chwili odwrócił się w jej stronę z kpiącą miną.
-Tu mieszkasz?
Czarownica spojrzała na niego i mimo, że wciąż pamiętała z kim mam do czynienia, prychnęła:
-Gdzieś muszę. Z kim mam przyjemność?
Oni jej nie znali, mimo że ona znała ich i musiała o tym pamiętać.
-Severus Snape.-powiedział powoli jakby sądził, że jest niepełnosprawna na umyśle-Jesteś tu nowa?
-Jak widać. Marine Rickman.
Skinął głową i machną różdżką, mrucząc coś pod nosem. Pościerana wcześniej podłoga teraz lśniła przyjemnie, a ściany były przeraźliwie białe. Przynajmniej to miała z głowy.
-Nie masz na czym spać.-zauważył
Czarownica obojętnie wzruszyła ramionami.
-Nic mi się nie stanie, jeśli kilka razy prześpię się na podłodze.
Wyszli z holu i skierowali się do kuchni. Hermiona ze zdziwieniem odkryła, że zaklęcia jej dawnego, czy też przyszłego profesora zajęło się ścianami i podłogami we wszystkie pomieszczeniach. Zresztą nie tylko nimi. Ramy w oknach także błyszczał jak nowe, a parapet lśnił jak śnieg. Mimo że w żadnym z pomieszczeń nie było mebli, a za oświetlenie robiły gołe żarówki, powoli zaczynała się czuć, że kiedyś może tu być jak w domu. Otworzyła szeroko okno i do mieszkania wpadł powiew ciepłego i świeżego powietrza. Nie wszystko było tak jak sobie wyobraziła wcześniej, ale to było to czego teraz potrzebowała.
-Dziękuję.-ponownie zwróciła się do Severusa
Wiedziała, że nie ujrzy uśmiechu na jego twarzy, ale postanowiła, że chociaż spróbuje zmienić jego nastawienie do wszystkich. Lub chociaż do siebie. Mężczyzna skinął głową i ruszył w stronę wyjścia.
-Jakbym mógł jeszcze w czymś pomóc to znajdziesz mnie w lochach Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.-powiedział chłodno i już go nie było
Hermiona westchnęła i wyjęła zza pasa swoją różdżkę. Machnęła nią szepcząc pod nosem zaklęcie i po chwili wszystkie okna w domu były otworzone. Czemu wcześniej na to nie wpadła?
Następne dni składały się wyłącznie z dziwnie odprężającej pracy nad mieszkaniem. Sypialnia i łazienka były już gotowe, a do skończenia salonu i kuchni pozostało już niewiele. No i hol, o którym kompletnie zapomniała. Zbliżał się początek czerwca i na polu było coraz cieplej, a jej wydawało się, że dni płyną za szybko. Po raz pierwszy wyszła z domu dla przyjemności i od razu skierowała się do Esów i Floresów. Weszła do chłodzonego wnętrza księgarni i dostrzegła zamyślonego Severusa, na którego sprzedawczyni spoglądała dość niechętnie. Widocznie odstraszał jej klientów.
-Witaj.-szepnęła stając obok niego
Spojrzał na nią jawnie zdziwiony, ale skinął jej na powitanie.
-Jak twoje mieszkanie?-zapytał chłodno
-Dobrze.-Hermiona wzruszyła ramionami
Zajrzała mu przez ramię i spojrzała na książkę, którą właśnie przeglądał. Nie zdążyła przeczytać ani słowa, ponieważ zatrzasnął ją i spojrzał na nią krzywo.
-Często zaglądasz ludziom przez ramię?
Hermiona poczuła jak na jej policzki wkrada się delikatny rumieniec, ale opanowała drżenie głosu i odpowiedziała:
-Byłam po prostu ciekawa, co to porf...
W porę ugryzła się w język, no prawie. Severus zdążył zauważyć jej wahanie i spojrzał na nią badawczo. Jego czarne oczy były zimne i jak to często określał Harry, martwe.
-Prof? Dokończyłabyś?
Czarownica pokręciła głową i wydukała:
-To ja chyba wezmę to po co przyszłam i idę.
Jego czujny wzrok odprowadził ją do jednej w półek, a potem do kasy. Miała wrażenie, jakby próbował ją przejrzeć, przewiercić na wylot.
-Nieprzyjemny typ, co?-zagadnęła ją sprzedawczyni
Hermiona powstrzymała się od zaglądnięcia przez ramię i położyła pieniądze na ladzie.
-Trochę mroczny i ponury.
Kobieta pokiwała zgodnie głową, podając jej resztę. Młoda czarownica opuściła księgarnie i jeszcze chwilę pochodziła po sklepach, szukając czegoś co mogłoby się jej przydać. Obładowana torbami z najróżniejszą zawartością wróciła do domu. Weszła do zagraconego holu i położyła wszystko na nowej szafce. Właśnie miała pójść do kuchni po kubek mrożonej herbaty, gdy poczuła na karku czyiś oddech.
-Powinnaś chronić dom przed złodziejami i ludźmi, którzy mogliby zechcieć skrzywdzić tak niewinną istotę jak ty.-Snape wyszeptał jej do ucha
Przełknęła ślinę i odwróciła się w jego stronę. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale teraz wyraźnie widziała, że ma na sobie tą samą szatę, którą przyjdzie mu nosić jeszcze przez najbliższe kilkanaście lat. Była ciekawa jak wyglądałby bez niej, ale starała się pamiętać, że nie powinna. Był taki inny od Rona. Pewny siebie i zdecydowany.
-Przecież Voldemort odszedł.-wzruszyła ramionami, mimo że miał racje
-Jesteś niemądra.-powiedział patrząc na nią z naganą i wszedł głębiej do środka, mimo że go nie zapraszała
Nie za bardzo wiedziała jak to się stało, że zaledwie chwilę potem siedzieli razem w prawie gotowym salonie i pili kawę. Głównie mówiła ona, a on patrzył.
***
Musiał przyznać, że ta czarownica go intrygowała, ale zaraz potem się opamiętał i dopił gorzki płyn. Pośpiesznie się pożegnał i wyszedł z jej mieszkania, teleportując się w pobliże starego zamku, który teraz był jego domem.
Hermiona siedziała zamyślona. Niby to był Snape. Ponury, nie śmiał się z niczego, drwił ze wszystkiego, ale jednak był inny. Jakby czara goryczy się jeszcze nie przelała. Przynajmniej nie do końca.

Komentarze

  1. Czyżby Severus nie poznał Hermiony? XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak dla jasności :) Rozdział pierwszy to 2000 rok, a w rozdziale drugim Hermiona przenosi się do 1982 roku, więc ku woli ścisłości Severus nie miał prawa jej poznać :D

      Usuń
  2. fajnie się zaczyna, inna historia niż te, które wcześniej czytałam o sevmione. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały będę również ciekawe

    jeśli lubisz dramione to zapraszam do siebie
    dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Pamiętam jak kiedyś miałam fazę na dramione :) Z przyjemnością zajrzę jak tylko znajdę czas :D

      Usuń
  3. Boję się, że zaraz net mi wysiądzie (urok gór), więc zostawiam tylko: Super! Przepraszam, że mnie wcześniej nie było, ale tak wyszło. Czekam na dalszą część.

    Pozdrawiam,
    Lisiasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam ostatnio podobny problem z internetem :) z różnicą, że ja nie miałam go wcale :D Także rozumiem

      Usuń
  4. Bardzo ciekawa i inna niż wszystkie historia :)
    Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej i jak potoczy się to wszystko..
    Na pewno zostanę na dłużej.
    Pozdrawiam Forever

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz