Rozdział 8


Severus miał dość ślęczenia nad niesamowicie zakurzonymi księgami, które jakimś cudem nagromadził w ciągu kilku ostatnich lat. Oczywiście nie wszystkie kupił, niektóre pochodziły z domu jego matki, a parę udało mu się zdobyć w niezbyt zgodny z prawem sposób. Warknął zirytowany i zamknął podniszczone już tomiszcze, które skończył właśnie przeglądać. Nic nie znalazł, ani jednej wzmianki o czymkolwiek powodującym takie, niezbyt zachęcające objawy. Czarne włosy zafalowały lekko, gdy gniewnie wstał, aby sięgnąć po kolejną księgę do przejrzenia. Niedoczekanie. Znał je wszystkie na pamięć, a czuł nieprzyjemny przymus ponownego przejrzenia ich, aby upewnić się, czy aby dokładnie je przeczytał. Kurz połaskotał go w nosie i poczuł kolejny przymus. Kichnięcia. W ostatniej chwili udało mu się powstrzymać przed wyrzuceniem z siebie irytujących pyłków i ostrożnie wziął, no oko już dwudziestą tego dnia, zniszczoną i zdecydowanie zbyt grubą księgę. Barwne opisy czarnomagicznych klątw, uroków i zaklęć odżywały w jego pamięci. Niektóre sam wykorzystał służąc Sami-Wiecie-Komu. Co za dureń wymyślił tę nazwę? Rozumiał, że można bać się czyjegoś imienia, ale żeby na jego zastępstwo wymyślać coś dwa razy dłuższego od oryginału, było subtelnie mówiąc przesadą. Delikatnie przewracał kartki i niechętnie chłoną zawartą w nich okrutną i wyniszczającą Czarną Magię. Pamiętał zgubną euforię, która niegdyś towarzyszyła jej używaniu. Teraz to minęło bezpowrotnie. Samo myślenie o niej przyprawiało go o nieprzyjemny ból głowy. Kruche kratki szeleściły, gdy pochłaniał zawartą na nich wiedzę i nawet nie zauważył, gdy w jego gabinecie pojawiła się niezbyt mile widziana osoba.

-Severusie oderwij się na chwile od tych ksiąg i chodź coś zjedz.-usłyszał surowy głos McGonagall

Wzdrygnął się wręcz niezauważalnie i obdarzył nauczycielkę Transformacji niechętnym spojrzeniem.

-Minerwo daj mi pracowa…- nie zdążył dokończyć, ponieważ kobieta bezceremonialnie zamknęła księgę, którą właśnie czytał, wprawnie zaznaczając miejsce, w którym skończył

-Idziemy na obiad.-zarządziła i nie oglądając się za siebie wyszła

Snape niechętnie i z widocznym ociąganiem ruszył za straszą kobietą do Wielkiej Sali, pełnej rozwydrzonych, pozbawionych inteligencji studentów. Nieśmiertelna peleryna powiewała za nim, a blada i zmęczona twarz kontrastowała z czarnymi włosami. Wiedział, że wygląda gorzej niż zawsze i nie był pewien czy na pewno mu się to podoba. Usiadł koło pochłoniętej jakąś lekturą Marinę, której włosy były w jeszcze gorszym stanie niż zawsze, ale postanowił tego nie komentować i śledzony przez uważny wzrok Minerwy po prostu zaczął jeść. Posiłek stawał mu w gardle, a chwilami miał wrażenie, że się krztusi, więc czym prędzej skończył obiad i już chciał wstać od stołu, gdy poczuł czyjąś rękę na ramieniu. O nie. Tylko nie on. Severus odwrócił się w stronę nauczyciela starożytnych run. Niestety on.

-Witaj Aleksandrze.-przywitał się, zaciskając szczękę

-Severusie już idziesz?-zapytał wesoło czarodziej

-Tak.-Mistrz Eliksirów wstał od stołu i uwolnił się z uścisku Aleksandra

-Ależ ty jesteś drażliwy.-do jego uszu dobiegł cichy głos Marine

Parsknął zirytowany i ruszył do swoich komnat, odprowadzany przez uważny wzrok trójki nauczycieli.

***

Hermiona podniosła zmęczony wzrok sponad książki i zerknęła na jedzącego pośpiesznie Severusa. Miał zmęczony wzrok i był bledszy niż zwykle. Zdecydowanie był bardziej zmęczony od niej. Nie umknęło to także uwadze McGonagall, która tak jak ona obserwowała go z niepokojem. Zadziwiająco szybko skończył niewielki posiłek i chciał zapewne wrócić do zajęcia, które przerwała mu Minerwa ściągając go na obiad. Powstrzymał go jednak nieświadomy niezbyt dobrego samopoczucia oraz humoru profesora, Aleksander. O ile Snape miewał dobry humor. Czasami był znośny, ale to zdawało się być szczytem jego możliwości, dzisiaj miał on jednak wyjątkowo paskudne samopoczucie.

-Witaj Aleksandrze.-Hermiona miała wrażenie, że Severus planuje powolną i bolesną śmierć nauczyciela Starożytnych Run

-Severusie już idziesz?-zapytał wesoło

-Tak.-Snape wyglądał jakby sama obecność czarodzieja działa na niego chorobotwórczo

-Ależ ty jesteś drażliwy.-mruknęła Hermiona nieświadoma, że Severus usłyszał to

Obserwowała jak z niezadowolonym parsknięciem oddala się od stołu zapewne kierując się do lochów. Siedziała przy stole od dobrych kilkunastu minut czekając na głód, ale nawet nie miała ochoty patrzeć na ogrom jedzenia na stołach w Wielkiej Sali. Tak samo jak poprzednio Severus postanowiła wrócić do siebie.

-Też idziesz?-w głosie Aleksandra słyszała rozczarowanie

Obróciła w się w stronę mężczyzny i powiedziała:

-W Skrzydle Szpitalnym leży nieprzytomny chłopiec, który cierpi z  nieznanych nam powodów, więc zamiast zadawać co chwilę podobnie brzmiące pytania zajął byś się czymś pożytecznym. Na przykład pomógł nam szukać odpowiedzi. Od twojego optymizmu robi mi się niedobrze. Słyszałeś, że co za dużo to niezdrowo?

Była wkurzona, zmęczona i miała dość wszystkich. Ignorując zdziwione spojrzenia nauczycieli i innych słyszących jej przemowę osób wyszła z sali i nie zwracając uwagi na gapiów. Uczniowie, których mijała schodzili jej pośpiesznie z drogi, ale ona nie zwracając na to uwagi skierowała się w stronę gabinetu. Książka, którą czytała podczas obiadu delikatnie drżała przy jej piersi. Beznadziejna książka. Naszpikowana magią, a nic w niej nie ma. No chyba, że chciałabym posprzątać gabinet różową miotłą, która roznosi brokat. To się raczej nigdy nie zdarzy. Zresztą dlaczego ktoś to położył w Dziale Ksiąg Zakazanych?  Hermiona wzdrygnęła się mimowolnie na myśl o różowej miotle i brokacie. Po drodze postanowiła wstąpić do biblioteki i oddać książkę pani Pince, aby  ta odłożyła ją na właściwe miejsce.

-Dzień dobry!-przywitała się cicho z bibliotekarką, która nie zjawiła się tego dnia na obiedzie

Kobieta podniosła na nią zaciekawiony wzrok

-Dzień dobry, profesor Rickman. Mogę w czymś pomóc?-kobieta odłożyła na bok czytaną przed przyjściem Hermiony książkę

-Chciałam oddać tą książkę. Była w Dziale Ksiąg Zakazanych, ale wydaje mi się, że różowe miotły, czy żywe, pluszowe kwiatki nie są zbyt groźne

Ku zdziwieniu czarownicy bibliotekarka roześmiała się.

-Szukałam jej od jakiegoś czasu. Musiałam zostawić ją tam, gdy sprzątałam. Dziękuję.- kobieta odebrała od niej książkę i pośpiesznie poszła odłożyć ją na miejsce

Po nadzwyczaj krótkiej rozmowie Hermiona w o dziwo lepszym humorze usiadła w miękkim fotelu swojego gabinetu. Z nową energią zabrała się za czytanie kolejne książki, która jak miała nadzieję mogła jej pomóc. Nie zdążyła przeczytać nawet rozdziału grubego tomu, ponieważ przerwało jej nadzwyczaj ciche pukanie do drzwi. Czarownica machnęła ręką i drzwi otworzyły się, ukazując dwie uczennice.

-Dobry wieczór.-przywitały się cicho i niepewnie weszły do gabinetu

Nauczycielka skinęła im zachęcająco i zapytała:

-Mogę wam w czymś pomóc?

Okazało się, że dziewczyny przyszły zapytać się czy mogą pomóc jakoś nieprzytomnemu koledze. Nim Hermiona zdążyła im odpowiedzieć do gabinetu wbiegła zdyszana profesor McGonagall.

-Kolejny uczeń zachorował. Ja idę natychmiast po dyrektora, a ciebie proszę, abyś zeszła po Severusa i po drodze powiadomiła jak największą ilość nauczycieli.

I tym razem kobieta nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ Minerwa zniknęła tak szybko jak się pojawiła.

-Przepraszam was, ale muszę iść.-minęła uczennice i szybkim krokiem skierowała się do lochów

Nie pukając weszła do gabinetu Severusa, którego zastała śpiącego na niszczejącej księdze. Wbrew sobie musiała przyznać, że Mistrz Eliksirów był całkiem przystojny nim smutek wyniszczył go całkiem. Jego rysy wygładziły się, a sylwetka była rozluźniona. Czarne włosy opadające na twarz mężczyzny nadawały mu wygląd małego dziecka. Nie wiedząc dlaczego poczuła coś w sobie coś przyjemnego, coś co na początku czuła z Ronem, ale to było silniejsze. Potrząsnęła głową. To przecież Snape. Wiecznie zakochany w Lily Potter.

Szybko potrząsnęła Mistrzem Eliksirów, aby go obudzić. Nie mogła powiedzieć, że ucieszył się na jej widok. Raczej było wręcz przeciwnie. Najpierw na nią na syczał, potem wypchnął za drzwi i dopiero gdy wpuścił ją z powrotem dał je powiedzieć o co chodzi.

-Drugi uczeń zaatakowany przez tą samą rzecz. To niepokojące.-wymruczał do siebie, a potem minął zniecierpliwioną Hermionę i wyszedł z gabinetu

Komentarze

  1. Świetny rozdział. Już nie mogę się doczekać co będzie dalej. :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero trafiłam na Twojego bloga, ale świetnie się zapowiada. Już się nie mogę doczekać co będzie dalej. :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To cudownie :) Mam nadzieję, że dalsze części też ci się spodobają :D

      Usuń
  3. Nareszcie dodałaś 😘😄❤ rozdział świetny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że dodałam :) Nie mogło być inaczej :D Dziękuję <3

      Usuń
  4. jeju, przeczytałam wszystko jednego dnia i jestem zachwycona. Czekam na następny rozdział z nie małą niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło słyszeć :) Następny rozdział już się pisze :D

      Usuń

Prześlij komentarz