Rozdział 10


Wkurzona Hermiona z irytacją rozczesywała poplątane włosy i niezbyt zadowolona zastanawiała się, dlaczego zgodziła się na tę bezsensowną kolacje z Aleksandrem. Był przystojny, miły, szarmancki, wesoły, ale zdecydowanie zbyt grzeczny i niepokojąco uśmiechnięty. Zdecydowanie inny od Rona pod względem zachowania, ale miała wrażenie, że priorytety mieli podobne i wcale nie odpowiadało jej marnowanie cennego czasu dla jego wymysłów. Spojrzała na swoje odbicie. Może jednak miał racje, że nie powinna tyle ślęczeć nad książkami. Nie zmieniało to jednak faktu, że istnieją lepsze sposoby na wykorzystanie wolnego czasu. Na przykład spacer, gdziekolwiek, byle z dala od tego natręta i najlepiej z dobrą lekturą. Uwolniła się od Rona, żeby mieć spokój, ale widocznie nie było jej to dane. Nie w tym życiu.

Zostaje jeszcze Severus. Drań zahipnotyzował ją wzrokiem w jakiś dziwny sposób i zabrał jej książkę. Bo jak inaczej wytłumaczyć jej reakcje na ten haniebny czyn? Czy też brak jej reakcji. Najpierw zabrał jej czytany właśnie egzemplarz, a potem zagroził jej utratą bezcennych ksiąg, powołując się na McGonagall. McGonagall powiedziała, że masz iść coś zjeść, albo skonfiskuje ci wszystkie księgi. Na koniec, nie czekając na jej reakcje, oczywiście zwiał. Niedoczekanie. Zresztą i tak by je odzyskała. W końcu była przyjaciółką Harrego Pottera i w ciągu ostatnich kilku lat nauczyła się, że jeśli w coś się wierzy, nieważne są konsekwencje, ważne jest to w co osiągnie się swoją wiarą. A Hermiona wierzyła, że gdzieś miedzy stronicami tych ksiąg jest rozwiązanie ich problemów. I ona zamierzała je znaleźć.

Odłożyła szczotkę na łóżko i niechętnie wyszła z sypialni. Różdżkę mimowolnie obracała w palcach, jakby spodziewała się nagłego ataku. Nie mogła wyzbyć się tego nawyku. Chcą mieć ten wieczór za sobą zapukała do drzwi. Zaledwie nie całe pięć sekund później na progu stanął Aleksander ubrany w szatę wyjściową i ze zdecydowanie zbyt dużym uśmiechem. Z wysiłkiem uśmiechnęła się do niego i wróciła myślami do ksiąg pozostawionych na biurku w jej gabinecie, które zdawały się ją wołać.

-Cieszę się, że przyszłaś Marine.

***

McGonagall siedziała sztywno na krześle w Wielkiej Sali i obserwowała zgromadzonych. Wyczekiwała Severusa, który z ociąganiem, ale jednak obiecał pojawić się dziś na kolacji. Niechętnie jadła paszteciki, w każdej chwili spodziewając się paraliżu, ale zdawać by się mogło, że napastnik atakuje tylko uczniów. Ona jednak miała złe przeczucia. W końcu ujrzała emanującą niechęcią sylwetkę Mistrza Eliksirów. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie i spojrzała na niego. Mężczyzna zajął miejsce obok niej i chłodnym wzrokiem zmierzył jednego z jej Gryfonów, który ośmielił się na niego spojrzeć. Cały Severus. Nie ufnie zaczął nakładać sobie na talerz niewielkie ilości jedzenia.

-Severusie.-westchnęła-To naprawdę nie gryzie. Przed chwilą skończyłam jeść i nic mi nie jest.

-Nie znamy czasu po jakim działa trucizna, czy też klątwa.-odparł chłodno, sięgając po widelec-Odwlekając moment, w którym spożyję posiłek, daje czas na działanie ewentualnym mechanizmom w twoim organizmie, które mogły przedostać się do niego wraz z jedzeniem lub też inną drogą.

-Cisze się, że dbasz o swoje zdrowie.-odparła zgryźliwie Minerwa i upiła odrobinę soku z dyni-Gdzie Marine?

-Z tym pozbawionym rozumu profesorem, który ignoruje powagę sytuacji.- powiedział chłodniej niż zwykle i dyskretnie powąchał płyn w swoim pucharze

Najwyraźniej napój zdał test, ponieważ mężczyzna właśnie przechylał go, aby się napić, ale przerwało mu pojawienie się jednego z podopiecznych Domu Lwa.

-Pani profesor!-chłopiec dyszał jakby przebiegł maraton, ale to zdawało się mu nie przeszkadzać- Dyrektor powiedział, żebym pani przekazał, że Faweks przyniósł dla pani ten list.

Gryfon podał jej lekko zmiętą kopertę i od razu zniknął w tłumie uczniów, odnajdując przy stole swoich przyjaciół. Minerwa rozerwała znajomą pieczęć na liście i coraz bardzie przerażona zagłębiała się w jego treść.

-Severusie musisz…

Nie zdążyła nic więcej powiedzieć. Jej ciało zwiotczało, a ogromny ból spadł na nią jak grom. Została otruta.

***

Severus miał wrażenie, że jego ciche przekleństwo słyszała cała szkoła. Chciał sięgnąć po opuszczony przez McGonagall list, ale ten spłonął pod wpływam rzuconego wcześniej zaklęcia, nim go dosięgnął. Uczniowie, którzy zauważyli co się właśnie stało, wpatrywali się w miejsce siedzącej wcześniej nauczycielki transmutacji.

-Niech ktoś idzie po panią Pomfrey.-warknął-Natychmiast!

Kilkoro uczniów pędem rzuciło się do drzwi, aby znaleźć pielęgniarkę. On natomiast pochylił się na Minerwą. W ciągu tych kilku minut jej skóra przybrała szaro-siny odcień, a temperatura ciała znacznie spadła. Czy nawet po zniknięciu Voldemorta nie mogę mieć chwili spokoju? Powinienem odrzucić propozycje Dumbledore’ a i zamknąć się w jakiejś starej pracowni.

-Severusie, czy…-pielęgniarka nie dokończyła pytania

Wzrok kobiety padł na ciało nauczycielki.

-O mój boże!-krzyknęła-Do Skrzydła i to już.

Uniósł różdżkę, aby prze lewitować ciało kobiety, ale Poppy mu przeszkodziła.

-Zostaw.-rozkazała wpadając w swój medyczny trans-Lepiej sprowadź nauczycieli, powiadom Dumbledore’a i dowiedz się, czy ktoś trafił choć na wzmiankę o czymś takim. Natychmiast.

Nienawidził, gdy ktoś mu rozkazywał. Szczególnie w momentach, gdy doskonale wiedział co ma zrobić. Ruszył korytarzem, ignorując uskakujących mu z drogi przypadkowych uczniów. W zaledwie kilka minut powiadomił o zebraniu nauczycieli, zostali mu już tylko Marine i Aleksander. Wszedł do gabinetu bez pukania, a pierwszym dźwiękiem, który usłyszał był złowieszczo brzmiąc głos czarownicy.

-Przysięgam, jeśli jeszcze raz choćby spróbujesz mnie dotknąć, a potraktuje cię paroma zaklęciami, które zna tak niewielka ilość osób, że w Anglii oprócz mnie znajdzie się tylko jedna, która będzie w stanie ci pomóc, ale na moją prośbę razem ze mną będzie się cieszyć z twojego cierpienia, a w efekcie śmierci.-czarownica wzięła głęboki wdech, a różdżka jej różdżka wycelowana w pierś nauczyciela nawet nie drgnęła

Severus z rozbawieniem zauważył, że różdżka czarodzieja znajdowała się w ręce rozgniewanej czarownicy. Jej uścisk groził złamaniem najważniejszej rzeczy dla czarodziei, którzy nie opanowali posługiwania się magią bez różdżki.

-Nie chcę przerywać wam tego pasjonującego spotkania, ale mamy problem.-powiedział chłodno, ukrywając swoje zadowolenie

Satysfakcja płynęła jego żyłami, gdy obserwował Marinę ciągnącą za ucho Aleksandra, ale nie był to jedyny powód jego osobliwej radości. Czuł swego rodzaju zadowolenie patrząc na to, że ktoś traktuje z większą wrogością Aleksandra niż jego. Szczególnie, że tą osobą była Marine. Co ja wygaduję? Co obchodzi mnie to co ona o mnie myśli? W jej gabinecie nawet nie ma zabezpieczeń. Plotę bezsensu. Severus potarł lekko nasadę nosa i niechętnie wypowiedział kolejne hasło, które było z pewnością w stylu aktualnego dyrektora Hogwartu.

-Smerfowe gumijagody.

Posąg odsunął się i cała trójka po chwili znalazła się w pełnym już gabinecie dyrektora. Brakowało tylko pani Pomfrey i niestety profesor McGonagall. Ten dzień był tak kiepski jak się tego spodziewał, ale widok czerwonego ucha Aleksandra i jego różdżki w ręce Marine prawie mu to wszystko wynagradzał.

***

Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore spokojnym spojrzeniem błękitnych oczu spoglądał na zgromadzonych.

-Nasz problem ciągle rośnie.-westchnął-Marine proszę cię, abyś oddała profesorowi Verdenowi jego różdżkę. Dziękuję.

Czarownica ku jego rozbawieniu z wyraźnym ociąganiem zwróciła różdżkę i ostentacyjnie odsunęła się od mężczyzny, zbliżając do emanującego chłodnym niezadowoleniem Severusa.

Zwrócił się do zebranych, którzy patrzyli na niego zaniepokojeni.

-To smutne, że większość z was powagę sytuacji zrozumiała, dopiero gdy ofiarą została osoba z kadry nauczycielskiej. Zaatakowana, jeśli tak mogę to ująć, została profesor Minerwa McGonagall. Lekcje transmutacji zostają odwołane czas nie określony, a opiekunów domów proszę o poinformowanie o zaistniałej sytuacji swoich podopiecznych, ale jak na razie jak najbardziej ogólnikowo.- Albus przerwał na moment i po dopiero po chwili kontynuował- Wszystkich, którzy mają informacje, które mogą się nam przydać proszę o pozostanie, reszta może iść.

Większość nauczycieli pośpiesznie wyszła, a w gabinecie zostali jedynie Severus, Marinę i dwójka innych profesorów. Dyrektor uważnie słuchał ich relacji, zapamiętując każdy szczegół ich przypuszczeń i odnotowują niedociągnięcia. Zadawał pytania i uzyskiwał niekoniecznie zadawalające odpowiedzi, ale nic nie mógł na to poradzić.

-Severusie?

-W swoich księgach nic nie znalazłem, ale za nim Minerwa…-zamilkł szukając odpowiedniego wyrażenia- Straciła przytomność dostała list, który ponoć przyniósł Faweks. Podejrzewam, że mogły się w nim znajdować potrzebne nam informacje. Niestety list spłonął zanim zdążyłem go przeczytać.

-Rozumiem. A ty Marine?-dyrektor spojrzał na nią pokrzepiająco

-Na razie nie mam informacji, które by mnie zadowalały, ale ma pewną prośbę. A raczej dwie.

Komentarze

Prześlij komentarz