Rozdział 11



Dni zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a na dodatek każdy z nich był taki sam. Severus zmroził siedzących przed nim uczniów spojrzeniem czarnych jak noc oczu. Parę osób zadrżało czując na sobie jego wzrok. Czerpał z tego chorą satysfakcję, która była zbawieniem w ostatnich, pełnych melancholii dniach. Chudym palcem przesunął po krawędzi biurka, z irytacją stwierdzając, że jest okurzone. Szybko strzepnął drobinki z dłoni i wstał.


-Koniec na dziś.-warknął-Postawcie podpisane fiolki na biurku.


Obserwował jak każdy po kolei drżącą ręką stawia buteleczkę na brzegu mebla i tak oto chwilę później najbardziej oddalona od niego część biurka była zastawiona niewielkimi fiolkami z eliksirem snu. Z niezadowoleniem stwierdził, że paru osobom w miarę dobrze udało się uwarzyć eliksir. Znajdowały się tam także takie wyjątki jak eliksir Prettyapple, która najwyraźniej nie potrafiła dobrać odpowiednich ilości składników i gdyby podać jej ciecz, którą sama zrobiła… Skrzywił się. Niestety wśród jego podopiecznych także trafiały się kompletne beztalencia, którym nawet on nie był wstanie pomóc. Bez większego entuzjazmu zaczął wpisywać oceny za wykonane eliksiry.


Severus Tobiasz Snape, postrach Hogwartu, chodząca chmara nietoperzy, czy też były Śmierciożerca przemierzał właśnie rozległe korytarze Hogwartu, gdy przypomniał sobie o niedokończonym przez Marine egzemplarzu „Starożytnych klątw, trucizn oraz wymyślnych tortur według średniowiecznego Kata i Łowcy Czarownic”. Książka leżała spokojnie, czekając na dokończenie w jego prywatnych pokojach, ale on sam o niej zapomniał. Zmrużył lekko oczy, ale nie zmienił kierunku swojej wyprawy i nadal podążał do swojego pierwotnego celu. Kilka minut później doszedł do gabinetu Dumbledore’a i z niechęcią wypowiedział, żenująco brzmiące hasło. Posąg odsunął się, a on zaledwie moment później siedział w gabinecie dyrektora.


-Jakieś postępy w sprawie uczniów Severusie?-zapytał dyrektor, gładzą wypłowiałą głowę starzejącego się feniksa


-Niewielkie.-Mistrz Eliksirów odpowiedział zgodnie z prawdą, no prawie zgodnie


Albus Dumbledore podrapał się po białej brodzie i westchnął smutno. Czarodziej uwierzyłby w szczere intencje mężczyzny, gdyby fakt, że zdążył już go poznać. Stojący przed nimi dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie zawsze miał plany i zawsze uwzględniał w nim potrzebne ofiary. Nie pytając oczywiście o zgodę tych, którym zaplanował przyszłość, dając złudne wrażenie wolności wyboru. Chociaż oni i tak zgodziliby się, nie pytając o konsekwencje. Mistrz Eliksirów założył ręce na piersi i chłodno zapytał:


-Czy to już wszystko? Mam parę rzeczy do zrobienia.


-Ach, tak Severusie. Możesz iść, tylko proszę przekaż profesor Rickman, że już spełniłem jej prośby i nie musi się o nic martwić.


Nie pytając o nic mężczyzna wyszedł, chcąc znaleźć się jak najdalej tego miło wyglądającego staruszka. Chłód bijący od murów zamku,  ochładzał jego ciało, gdy ten kierował się w stronę znienawidzonego przez uczniów miejsca. Lochów. Konkretniej mówiąc, tam gdzie nikt oprócz niego nie miał wstępu. Skrzywił się. Prawie nikt. Minerwa nachodziła go tak często, że nie miał wyboru i musiał pozwolić jej na swobodny dostęp do swojego gabinetu.


Drzwi zamknęły się za nim z cichym trzaskiem, a blask świecy oświetlił pomieszczenie. Upiorne cienie kładły się na podłodze pokoju, ale on natychmiast przeszedł do swojej sypialni, aby skończyć zaczętą przez Marine księgę.


Siedział prawie, że nieruchomo od kilku godzin, jedynie czytając. Opisane w książce tortury, które przeraziłyby nie jednego delikwenta, na nim nie robiły wrażenia. W swojej służbie Czarnemu Panu dokonywał niejednokrotnie rzeczy równie strasznych lub też bazowanych na opisach zamieszczonych w opasłym tomie. Bez większego powodu spojrzał na zegarek, który właśnie wybił północ. Westchnął zirytowany i odsunął się od biurka. Było już późno, a on miał jutro kolejne zajęcia z bandą bezmózgich wywłok. Mruknął pod nosem parę wymagających cenzury słów i skierował się do sypialni.


 Następnego dnia spojrzeniu jego czarnych oczu ukazał się codzienny widok lekko szarawego sufitu. Westchnął ciężko i ubrał się w wyblakłą już szatę. Powinien wybrać się na Pokątną. Szybkim krokiem ruszył do Wielkiej Sali na śniadanie. Usiadł obok Marine, która zadawała się nie być zainteresowana najważniejszym posiłkiem dnia. Ze zdziwieniem, ale i zadowoleniem stwierdził, że Aleksander siedzi po drugiej stronie stołu i rzuca czarownicy pełne tęsknoty spojrzenia. Uśmiechnął się wrednie i nałożył jajecznice wcześniej sprawdzając czy nie jest przypadkiem zatruta.


 -Udało się ustalić nadawcę listu do profesor McGonagall?-do jego uszu doleciało ciche pytanie Marinę


Zerknął na nią i powoli przeżuł.


-Niestety nie.-jego chłodne słowa nie zrobiły na kobiecie wrażenia


-Potrzebujesz może pomocy?-jej czekoladowe oczy przewiercały go na wylot


Odłożył widelec i spojrzał na nią.


-A czy wyglądam jakbym jej potrzebował?-warknął


-Wiedziałam.


Czarownica nie powiedziała nic więcej, a jej wzrok utkwiony był w ponuro snujących się uczniach. Mistrz Eliksirów wiedział, że nauczycielka chce tylko i wyłącznie pomóc, ale częściowo udzielił mu się brak zaufania, którym darzyła ją nauczycielka transmutacji. Z drugiej strony jednak miał wrażenie, że jej pomoc będzie niezbędna. Zatracił się w swoich myślach tak bardzo, że dopiero po chwili zorientował się, że Marine patrzy na niego wyczekująco.


 -Jestem pewien, że nie chcesz znać odpowiedzi.-warknął z nadzieją, że jego odpowiedź miała sens w stosunku do tego co powiedziała czarownica


Wstał szybko od stołu, ale zdążył jeszcze pochwycić jej wesołe spojrzenie i ciche słowa:


-Nie byłabym tego taka pewna Severusie.


***


 Hermiona czuła satysfakcję patrząc na siedzącego daleko od niej Aleksandra . Była tak zaabsorbowana mściwym przypatrywaniem się mu, że zupełnie zapomniała o śniadaniu. Dopiero po chwili zauważyła siedzącego obok Severusa.


-Udało się ustalić nadawcę listu do profesor McGonagall?-zapytała cicho


Mężczyzna zerknął na nią, dając znać, że usłyszał jej pytanie, ale odpowiedź uzyskała dopiero jak przeżuł .


 -Niestety nie.


Chłód w jego głosie przypomniał jej czasy, gdy chodziła do Hogwartu, ale nie pozwoliła sobie na zatracanie się w wspomnieniach i zadała mu jeszcze jedno pytanie, mimo że znała na nie odpowiedź.


-Potrzebujesz może pomocy?


Odłożył widelec i spojrzał na nią.


-A czy wyglądam jakbym jej potrzebował?-warknął w stronę czarownice


-Wiedziałam.


Hermiona widziała, że Snape nie lubił jej, bo nie dość, że była Gryfonką i zawsze wszystko wiedziała, to jeszcze była najlepszą przyjaciółką Harry'ego Pottera, ale to nie jest ten sam nietoperz z lochów. Może i obaj są chłodni, nieprzyjemni oraz opryskliwi, ale w jego młodszej wersji jest więcej nadziei, która konkuruje z goryczą. Może byłaby dla niego jeszcze szansa, gdyby tylko ktoś pojawił się w jego życiu. Tyle, że to mogło by zmienić bieg zdarzeń. Westchnęła i bez słowa zaczęła skubać jedzenie. Chlałaby mu pomóc, choćby w poszukiwaniach, ale mimo wszystko to był Snape, a on z własnej woli się na to nie zgodzi. Hermiona spojrzała na niego, a w jej wzroku czaiło się oczekiwanie. Czekała na coś, ale jeszcze nie wiedziała na co, ale reakcje Severusa na nie była zadziwiająca.


-Jestem pewien, że nie chcesz znać odpowiedzi.


Wstał szybko od stołu, ale Hermiona w przypływie chwili wyszeptała jeszcze z nutką wesołości w głosie:


-Nie byłabym tego taka pewna Severusie.


Kilka chwil później czarownica także wstała od stołu i ruszyła do klasy, wiedząc, że za niedługo rozpoczną się lekcje. Dopiero w porę obiadu kobieta miała chwilę dla siebie i mogła spokojnie usiąść. Jako najlepszą formę relaksu wybrała oczywiście książkę. A miałam coś zmienić w swoim życiu. No cóż, niektórych rzeczy nie da się wykorzenić. Ku swojemu niezadowoleniu nawet nie zaczęła czytać, ponieważ przeszkodziła jej sowa, lądująca na biurku. Rzuciła jej wściekłe spojrzenie i odwiązała list od jej nóżki.


Droga Profesor Rickman,


Razem z Profesorem Snape’em mieliśmy sprawdzić dziś wieczorem sytuację Harry’ego Pottera, ale z pewnych przyczyn nie mogę się z nim wybrać. Prosiłbym, więc panią, aby mnie zastąpiła. Proszę odesłać odpowiedź tą samą sową.


Albus Dumbledore


Zobaczyć Harry’ego? Zawahała się. Wiązałoby się z tym bardzo dużo emocji, a ona nie była pewna, czy powinna. Z wahaniem wyciągnęła pergamin i pióro, które obróciła w palcach. Przygryzła wargę i po chwili drżącą ręką przyłożyła końcówkę narzędzia do kawałka materiału. Zaczęła pisać.


Drogi Dyrektorze,


Oczywiście zgadzam się towarzyszyć profesorowi Snape’owi. Proszę przekazać mu, że będę czekać na niego po kolacji przy Bramach Szkoły.


Profesor…


Czarownica zawahała się. Zaledwie kilku sekund brakowało, aby podpisała się prawdziwym imieniem i nazwiskiem.


Profesor Marine Rickman


Przywiązała pergamin do nóżki sowy i odesłała ją nim zmieniła zdanie. Czas oczekiwania na kolację jak i ona sama dłużyły jej się niemiłosiernie. Jej dłonie drżały, a serce kołatało w piersi, gdy stała wdychając chłodne powietrze. Dopiero po chwili dostrzegła sylwetkę zbliżającego się Severusa. Mężczyzna nawet nie zwrócił na nią uwagi, jedynie zwolnił, gdy Hermiona nie była w stanie go dogonić. Odezwał się do niej dopiero, gdy dotarli do punktu, z którego mogli się aportować.


-Nie życzę sobie głupich pytań, bezsensownej paplaniny i kręcenia mi się pod nogami. Zupełnie nie rozumiem powodu twojej obecności tutaj, więc lepiej nie przeszkadzaj i daj rękę.- warknął i wyciągnął do niej ramię-Nie chcemy, przecież, abyś gdzieś nam znikła.


Hermiona bez słowa zahaczyła swoim ramieniem o jego i już po chwili stali w jednym z niewielu ocienionych miejsc ulicy Privet Drive. Dopiero wtedy zorientowała się także, że mężczyzna ma na sobie zwykłe ubranie zamiast czarnej szaty. Wyszli z cienia i ruszyli w stronę domu z numerem 4. Okna domu były rozświetlone, a w salonie migał telewizor. Czarownica cała się trzęsła, a spocone dłonie chowała w kieszeniach kurtki. Nie po raz pierwszy tego wieczoru zastanawiała się, czy nie zgodziła się zbyt pochopnie.

Komentarze

  1. Przerwać w takim momencie... już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału :-D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz