Rozdział 13
Tego dnia miał nadzwyczaj dobry
humor, więc gdy tylko wstał, ruszył do Wielkiej Sali. Powolnym krokiem mijał
pojedyncze grupy uczniów, którzy tak jak on podążali tego dnia na śniadanie. Z
delikatnym uśmiechem na ustach wszedł do jasnego pomieszczenia przez otwarte
wrota i skierował się do długiego stołu na jego końcu. Niektórzy nauczyciele
siedzieli już na swoich miejscach, spożywając najważniejszy posiłek dnia. Z
niespodziewaną energią usiadł obok profesor Sprout i zaczął nakładać na swój
talerz wszystko po kolei.
-Masz dziś bardzo dobry
humor.-zauważyła nauczycielka zielarstwa
-Czuję, że to mój dobry
dzień.-uśmiechnął się-Jakieś postępy w poszukiwaniach rozwiązania?
Twarz kobiety momentalnie
spochmurniała, a delikatne zmarszczki na jej twarzy pogłębiły się.
-Nie.-westchnęła ciężko-Marine i
Severus za niedługo zajmą miejsca na półkach biblioteki jeśli tak dalej
pójdzie.
Skinął głowa i upił odrobinę
soku z dyni. Ten dzień zapowiadał się naprawdę wspaniale. Jakież było jego
zdziwienie, gdy do Wielkiej Sali wkroczyła Marine Rickman we własnej osobie, a
towarzyszył jej nikt inny jak Severus Snape. Zakrztusił się sokiem i opluł nim
jedzenie, które nałożył sobie zaledwie chwilę wcześniej. Jak to możliwe?
Zmierzył kobietę chłodnym wzrokiem i odprowadził ją aż to miejsca, które zwykle
zajmowała. Nic nie wskazywało na to, aby jego klątwa jej dosięgła, więc
pozostawało zastanowić się kim tak naprawdę jest Marine Rickman.
-Wszystko dobrze?-usłyszał
jeszcze pytanie zaniepokojonej Pomony Sprout
-Oczywiście.-odwrócił się w jej
stronę z uśmiechem-Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
***
Hermiona tego dnia wstała z
dziwnym przeczuciem, że coś jest nie tak, a rozwiązanie problemu ma prawie, że
na wyciągnięcie ręki. Naprawdę irytujące uczucie. Czarownica spojrzała na swoje
odbicie w lśniącej tafli lustra. Jej kręcone włosy nadawały jej wygląd pudelka
tuż po kąpieli, a była pewna, że w genach zapisane ma jednak człowieczeństwo.
Dopiero po kilku minutach udało jej się okiełznać burzę włosów i ze spokojem wymalowanym
na twarzy ruszyła w stronę Wielkiej Sali.
-Mam wrażenie, że na twojej
głowie panuje jeszcze większy nieład niż zazwyczaj.-usłyszała złośliwą uwagę,
która oczywiście musiała wydostać się z ust Severusa Snape’a
Odwróciła się w stronę swojego
byłego profesora i parsknęła pod nosem.
-Komplementy z twoich ust? I to
z samego rana?-zapytała nawet nie starając się ukryć sarkazmu-Cóż to za zmiana?
Severus spojrzał na nią bez
cienia uśmiechu.
-Komplementy
Rickman?-zironizował-Szkoda, że nie mogę poddać cię terapii elektrowstrząsowej.
Jestem zdania, że rozwiązała by ona wszystkie twoje problemy związane z
myleniem niemiłej uwagi z komplementem.
Hermiona wzruszyła ramionami i
ruszyła dalej, podświadomie wyczuwając, że mężczyzna ruszy za nią. Nie myliła
się, milczący Snape szedł obok niej, odstraszając grupki uczniów, których
zdążył już zapewne wpędzić w poważne kompleksy. Uśmiechnęła się pod nosem i
przekroczyła próg Wielkiej Sali. Odruchowo spojrzała na stół nauczycielski i
mogła by przysiąc, że Aleksander opluł się sokiem, ale ręki nie dałaby sobie za
to uciąć. Był to bowiem narząd mimo woli
dość cenny, bez względu na to jaki zawód się wykonywało. Westchnęła ciężko i
przyśpieszyła kroku.
-Naszemu Aleksandrowi przydałby
się chyba śliniak, aż się opluł na nasz widok. To może być wina jakiegoś
zaburzenia.-powiedziała, a w jej głosie dało się wyczuć fałszywe zmartwienie
-Oczywiście.-mruknął gderliwie
Severus-Od kiedy zrobiłaś się taka uszczypliwa Rickman? Gdzie się podziała
twoja gryfońska natura?
Roześmiała się cicho i zajęła
swoje miejsce.
-Niektórzy nie zasługują no to
by być dla nich miłym.-powiedziała rzeczowo, starając się zachować powagę
Wciąż czuła na sobie wzrok
Aleksandra, który patrzył na nią z niedowierzaniem. Odwróciła się w stronę
Mistrza Eliksirów, który z grobową miną przyglądał się jedzeniu. Odruchowo
wróciła pamięcią do tego pamiętnego wieczoru, gdy zrozumiała jaki tak naprawdę
jest siedzący obok profesor Sprout mężczyzna.
***
Odłożyła szczotkę na łóżko i niechętnie wyszła z sypialni. Różdżkę mimowolnie obracała w palcach, jakby spodziewała się nagłego ataku. Nie mogła wyzbyć się tego nawyku. Chcą mieć ten wieczór za sobą, zapukała do drzwi. Zaledwie niecałe pięć sekund później na progu stanął Aleksander ubrany w szatę wyjściową i ze zdecydowanie zbyt dużym uśmiechem. Z wysiłkiem uśmiechnęła się do niego i wróciła myślami do ksiąg pozostawionych na biurku w jej gabinecie, które zdawały się ją wołać.
-Cieszę się, że przyszłaś Marine.
Z ociąganiem weszła do pogrążonego w półmroku gabinetu i bez szczególnej
radość przyjęła do wiadomości dźwięk zamykanych drzwi. Przy oknie stał okryty
obrusem stolik, a w powietrzu wyczuwała zapach żurawiny. Gdzieś w kącie
dostrzegła jarzący się delikatnym blaskiem płomień świeczki, a na twarzy
poczuła podmuch wiatru. Przez otwarte okno rozpościerał się naprawdę ujmujący
krajobraz.
-Proszę cię Marine, usiądź.-wskazał na wygodne, obite miękkim,
burgundowym materiałem
Z wahaniem usiadła, ale starając się nie okazać swojej niechęci,
uśmiechnęła się. Aleksander zajął miejsce tuż naprzeciwko i jedynym co go od
niej odgradzało by wcześniej wspomniany stolik. Na szczęście ominął ją zaszczyt
rozpoczynania rozmowy, ponieważ czarodziej bez wahania zaczął rozprawiać o
swoich wcześniejszych podróżach i przygodach, w których prawdziwość Hermiona
szczerze wątpiła.
-A ty zastanawiałaś się kiedyś, jak ogromnym krokiem było by
odnalezienie Atlantydy?-zapytał i najwyraźniej oczekiwał odpowiedzi
Czarownica zebrała się w sobie i ostrożnie odpowiedziała:
-Zakładając oczywiście, że ta mityczna kraina istnieje, to odkrycie
jej z pewnością było by fascynującym dokonaniem. Jednakże jeśli, gdzieś ona
istnieje to z pewnością zostanie ona odkryta. Możemy zmienić temat na jakiś
bardziej przyziemny? Na przykład rozważyć jak moglibyśmy pomóc tym biednym
dzieciom.
Jej sugestia nie przypadła Aleksandrowi do gustu i zbył ją jedynie
machnięciem ręki. W milczeniu jedli ciasto biszkoptowe, ale Hermiona wciąż czuł
na sobie jego wzrok. Zupełnie jakby ją rozbierał.
Nawet nie zauważyła, gdy wstał i zaszedł ją od tyłu. W pewnym
momencie po prostu poczuła na szyi delikatny pocałunek i jego palce błądzące po
jej karku. Wzdrygnęła się na samą myśl, że mogło by ją coś z nim łączyć.
Zignorowała pieszczotę i szybko przeanalizowała sytuację, ledwo zauważając jego
usta ssące płatek jej ucha. Jego różdżka? Co on zrobił je swoją różdżką?
Obróciła się w jego stronę i zauważyła ją w zaledwie ułamku sekundy. Złożył
gorący pocałunek na jej ustach, ale już po chwili ta romantyczna chwila została
przerwana przez cichy huk. Mężczyzna uderzył w ścianę i gdy tylko otrząsnął się
sięgnął po różdżkę, jednak ta znajdowała się w jej dłoniach. Hermiona
uśmiechnęła się i pochyliła się ku Aleksandrowi:
-Przysięgam, jeśli jeszcze raz choćby spróbujesz mnie dotknąć, a
potraktuje cię paroma zaklęciami, które zna tak niewielka ilość osób, że w
Anglii oprócz mnie znajdzie się tylko jedna, która będzie w stanie ci pomóc,
ale na moją prośbę razem ze mną będzie się cieszyć z twojego cierpienia, a w
efekcie śmierci.
Dopiero, gdy przerwała, aby nabrać powietrza, zauważyła stojącego w
drzwiach Severusa, który nie krył rozbawienia. Na jego ustach pojawił się
kpiarski uśmieszek, a jedynym co ratowało ich przed utratą punktów był fakt, że
nie są już uczniami.
-Nie chcę przerywać wam tego pasjonującego spotkania, ale mamy
problem.-powiedział chłodno Mistrz Eliksirów
Hermiona chwyciła Aleksandra za ucho i wyciągnęła go za ucho.
Czarownica nie zamierzała zwrócić mu różdżki w najbliższym czasie, jednakże
dyrektorowi nie spodobał się ten pomysł.
-Nasz problem ciągle
rośnie.-westchnął-Marine proszę cię, abyś oddała profesorowi Verdenowi jego różdżkę.
Dziękuję.
Czarownica z ociąganie oddała mu
różdżkę i ostentacyjnie odsunęła się od niego, aby stanąć obok Severusa Snape’a.
Zamierzała poprosić dyrektora, aby w miarę możliwości przekazał Aleksandrowi jej
prośbę o zachowanie dystansu.
***
Severus spod przymrużonych powiek
obserwował Aleksandra. Nie podobało mu się zachowanie mężczyzny. Nieoficjalnie
umieścił go na szczycie listy osób podejrzanych o rzucenie klątwy. Postanowił
przyjrzeć się z bliska jego przeszłości. Był ciekaw co uda mu się odkryć.
Chłodny grymas przyozdobił jego twarz i wzrok spoczął na siedzącej obok,
zamyślonej Marine. Czuł potrzebę chronienia jej, jeszcze nie był pewien przed
czym, ale musiał ją ochronić. Warknął cicho pod nosem, uświadamiając sobie, że
dopuścił do tego, aby na kimś mu zależało. To nie powinno się stać. Ostatnim
razem pozwolił na to Lily Evans i zepsuł wszystko. Możliwe, że gdyby nie tamten
jeden błąd ona wciąż by żyła. Gwałtownie wstał od stołu i ponurym krokiem
ruszył do lochów.
Świetny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńOj tak jakoś podejrzewałam Aleksandra. Ciekawe czy uda mu się odkryć prawdziwą tożsamość Marine >DD
OdpowiedzUsuńI rozdział jak zwykle świetny!
O ty Sherlocku :) Dziękuję :D
UsuńBardzo podoba mi się Twoje opowiadanie i pomysł z tym cofnięciem w czasie :)
OdpowiedzUsuńTak przypuszczałam, że to Aleksander okaże się tym złym.
Niecierpliwie czekam na dalszy rozwój wydarzeń i na jakąś akcję między Severusem a Marine ;)
Jakbyś chciała poczytać coś spoza Sevimione, to zapraszam do siebie. Z góry przepraszam za reklamę.
Dziękuję 😁😂 Reklama mi nie przeszkadza 😊
Usuń